Do Sanoka? Oczywiście!
Dlaczego to dla mnie oczywiste, że trzeba jechać do Sanoka? Mam cztery odpowiedzi. Wyjazd wymyśliłem będąc w pobliżu (ok 45km). Poguglowałem sobie i znalazłem cztery powody. Trzy to oglądanie, a jeden to jedzenie. Pokażę co mi się spodobało (bardzo), ale smaków niestety przekazać nie zdołam. Więc po kolei.
Odpowiedź pierwsza - zamek królewski. W nim dwa cele typu "musisz zobaczyć". Oba w Muzeum Historycznym. Może zerknijcie przed podróżą - https://muzeum.sanok.pl/pl/
Cel pierwszy - Kolekcja sztuki cerkiewnej - zbiór ponad 1200 eksponatów. Ale nie ilość eksponatów zgromadzonych w zamkowych salach robi wrażenie, a ich bogactwo i różnorodność. Nawet na kimś kto nie przepada za tym rodzajem sztuki.



Sąd ostateczny XVIIw.

Matka Boska Hodegetria XVI w.

Św. Mikołaj XV w.
Zwiedzając niższe kondygnacje i smakując sens, symbolikę i urodę sztuki cerkiewnej warto robić to niespiesznie. I zatrzymywać się przy tym co nas najbardziej porusza, przyciąga wzrok. Początkowo chciałem przyglądać się wszystkiemu i czytać wszystkie opisy. Nie dałem rady. Za dużo jak na jeden raz i perspektywę oglądania czegoś innego na wyższych piętrach.
Cel drugi - Galeria Zdzisława Beksińskiego. Muzeum opisuje ją jako największy zbiór prac artysty. Mimo, że Beksiński jest dość modnym artystą, to tłumów w muzeum nie było. Mogłem więc oglądaniu jego prac oddawać się w ciszy i spokoju. Nie tylko zresztą jego prac, bo w muzeum odtworzono warszawską pracownią artysty. Kto nie widział w kinie "Ostatniej rodziny" ten będzie miał okazję zobaczyć jak żył i w jakich warunkach pracował / tworzył. A gdy już się naoglądacie i zachwycicie (przymusu nie ma), to w nagrodę będziecie mogli zrobić sobie na rynku zdjęcie z Mistrzem.



Zanim wyjdziecie z zamku, by udać się moim śladem do celu nr trzy i cztery, to koniecznie odszukajcie pewien kompletnie niepozorny zakątek. Trafiłem tam nieco przypadkiem. Ale gdy trafiłem to niemal oniemiałem (no wiem, może to przesadne określenie). W kąciku znalazłem prace takich oto malarzy: Picasso, Chagall, Kandinsky. Do dzisiaj nie rozumiem czemu te prace wiszą w takim miejscu.


Pablo Picasso

Marc Chagall

Wassily Kandinsky
Po zwiedzaniu pora była na przekąszenie czegoś, co jest specyfiką Sanoka (tak wyczytałem) - proziaka (pszennego placka o średnicy ok 17cm). To był mój cel nr trzy. W Proziakowni na rynku (wiem, że to reklama, ale było tak pysznie, że nie mogę się oprzeć) bardzo miła pani wyjaśniła mi co to są proziaki i czym się różnią. Wybór był spory, więc nie było szansy, by spróbować każdego. A jak są podawane? Popatrzcie. Oczywiście nasyciwszy się, ani myślałem by zjeść coś jeszcze z innych potraw regionalnych w innym miejscu Sanoka.


Mój czwarty cel to Muzeum Budownictwa Ludowego. Zanim się tam wybierzecie warto sprawdzić czy wszystko jest dostępne do zwiedzania i w jakich godzinach skansen jest czynny. Może tu? https://skansen.mblsanok.pl/a/strona.php?id=strona No i jeszcze pogoda. W deszczu traci sporo ze swego uroku. W upały koniecznie zabierzcie sporo napojów. Chodzenia jest dużo, bo teren ogromny.
Zapewne spore wrażenie zrobi na Was Galicyjski Rynek. Jest wielki, a domy wokół niego przyciągają różnorodnością. Tak jak na uliczkach, które do niego prowadzą. Moje wspomnienie to plac wygrzany słońcem, który budzi podziw ale i skłania do szukania cienia. Np w dostępnych do zwiedzania budynkach.



Są wnętrza, do których można wejść i spokojnie pooglądać co skrywają przed okiem "szybkobiegaczy", czyli tych, którzy zwiedzają biegiem i na ilość. Ja miałem szczęście umiarkowane. Większość obiektów była zamknięta. Szkoda chyba, ale co poradzić. Ale jeśli zastaniecie je otwarte to wchodźcie. Warto. Są takie perełki jak apteka czy synagoga.


Szczęśliwie dla mnie, ze względu na nasłonecznienie i temperaturę w dniu, w którym odwiedziłem skansen, część budowli znajduje się na terenie zalesionym.


Młyn wodny z Woli Komborskiej. Podobno czasami, gdy jest dużo wody, to koło się kręci.
Cerkiew z Rosolina. W lesie, na lekkim wzniesieniu.
A gdy już się zmęczycie chodzeniem i zaczniecie odczuwać głód, to odszukajcie piekarnię koło synagogi. Jeśli będzie czynna, to polecam zrobienie zakupów. W lipcu trafiłem na jagodzianki. W życiu tak pysznych nie jadłem (nie oszukuję). Są też inne wyroby, które wydają się godne polecenia. I na sam koniec rzut oka na gołębnik, który skojarzył mi się "Panem Tadeuszem"


I to były moje (wiem, że nie tylko moje, ale to ja o nich tu opowiadam) cztery sanockie atrakcje. Żadnej z nich nie pokazałem w całości. Jestem jednak przekonany, że gdy się wybierzecie, to uzupełnicie o to czego tu brakło. A niejako do wspomnień polecam np. taką stronę
https://muzeumbudownictwaludowego.wkraj.pl/html5/index.php?id=81641#83116/0